Trudno było mi więc zadecydować, do
czego bób wykorzystać, szczególnie, że panujący od kilku dni chłód kierował moje
zainteresowanie ku bardziej rozgrzewającym przyprawom.
Na szczęście przypomniałam sobie o
fulu, czyli doprawianej sokiem cytrynowym i natką pietruszki potrawce z
duszonego z dodatkiem czosnku i kuminu bobu, wywodzącej się z Egiptu i jedzonej
na całym Bliskim Wschodzie.
Najbardziej czasochłonny element przygotowania fula miałam już z głowy, ponieważ bób, jak to ja, ugotowałam i wyłuskałam zaraz po zakupie, aby przy okazji trochę go podjeść.
Postanowiłam więc wykorzystać
zaoszczędzony czas na debiutanckie przygotowanie domowych pit.
Dostałam przy tym ataku histerycznego
śmiechu, wspominając, jak to na jednej z pierwszych lekcji hebrajskiego lektor
zapytał nas, czy wiemy, co to jest pita, zaś zażywny współkursant odpowiedział,
że to „taki placek, w który wkładasz kebab”.
W swojej bezbrzeżnej naiwności,
antycypując drżenie rąk, którego nijak nie jestem w stanie opanować,
zastanawiałam się tylko, jak natnę pity wzdłuż, tak, aby można stylowo
wypełnić je fulem…
Zaskakująco łatwy wypiek pit szybko
pokazał, że fanatyk kebabów, z którym miałam przyjemność uczyć się hebrajskiego,
nie był jedynym pitowym ignorantem w grupie…
(składniki na 2 porcje)
200 g ugotowanego, wyłuskanego bobu
(lub 200 g wyłuskanego, odsączonego z zalewy bobu z puszki)
100 g pomidorów z puszki (lub 100 g mięsistych, sparzonych, obranych ze skóry i pozbawionych gniazd nasiennych świeżych pomidorów)
2 średniej wielkości żółte cebule
2 dorodne ząbki czosnku
1 łyżka kuminu
1 łyżka tahiny
1 łyżka ostrej sproszkowanej papryki
1 łyżka mąki z ciecierzycy
oliwa z oliwek
Do podania:
drobno poszatkowana pietruszka
ćwiartki cytryny
Cebule kroimy w drobną kostkę i
wrzucamy na rozgrzaną w dużym, płaskim rondlu oliwę.
Kumin prażymy osobno na suchej
patelni.
Gdy cebula się zeszkli, dorzucamy
drobniutko poszatkowany czosnek oraz podprażony kumin i dusimy pod przykryciem
przez jeszcze 2 minuty.
Następnie dokładamy pokrojone w
kostkę pomidory, mieszamy, dusimy pod przykryciem przez 10 minut.
Dorzucamy do sosu bób i tahinę, ponownie dokładnie mieszamy.
Dorzucamy do sosu bób i tahinę, ponownie dokładnie mieszamy.
Mąkę z ciecierzycy rozrabiamy w
kilku łyżkach wody, wlewamy do sosu, energicznie mieszamy.
Doprawiamy ful sproszkowaną papryką
i podgrzewamy przez kilka minut tak, aby potrawa lekko odparowała.
Ful podajemy sowicie oprószony
pietruszką i z ćwiartką cytryny, sokiem z której powinno skropić się danie dla
nadania mu ostatecznego sznytu.
***
Przygotowując ful ze świeżego
bobu skróciłam znacznie czas przygotowania, ryzykując jednak utratą autentyczności
potrawy.
Klasycznie ful przygotowywany jest z
suszonego bobu, co ma fundamentalne znaczenie dla jego struktury (gdyż część ziaren rozgniata się i wykorzystuje jako bazę do sosu) oraz osiągnięcia
zgaszonego, zielono-brązowego kolorytu potrawy.
Przygotowując ful, miałam w
pamięci jego najdoskonalszą wersję, jaką jadłam kilka lat temu na Synaju. Wspominając niedościgniony ful z Dahabu uznałam, że
dodatek zgaszonych mąką z ciecierzycy pomidorów pomoże zbliżyć się mojemu fulowi do
idealnej konsystencji, zaś tahina sprawi, że potrawa nabierze bardziej subtelnej kolorystyki.
Przełamany pobudzającymi apetyt
świeżymi nutami pietruszki i cytryny ful skłonił mnie nawet do przemyślenia, że
poza bobowym sezonem lepiej będzie używać do jego przygotowania, zamiast suszonego, bobu z mrożonki.
Zwłaszcza, że wypełnienie fulem
domowych pit pozwoliło mi pozbyć się wszelkich wątpliwości, co do autentyczności
potrawy :)
***
DOMOWE
PITY
(składniki na ok. 6 placków)
450 g mąki chlebowej (użyłam
orkiszowej mąki typ 700)
1 ½ łyżeczki drobno zmielonej soli
morskiej
25 g świeżych drożdży
3 łyżki ciepłej, przegotowanej wody
łyżka łagodnego w smaku (np.
lipowego) miodu
100 ml podgrzanego do temperatury
pokojowej mleka
Drożdże kruszymy, zalewamy ciepłą
wodą i ucieramy z dodatkiem miodu.
Mąkę przesiewamy do dużej miski,
mieszamy z solą.
Dolewamy partiami drożdżowy zaczyn i
mleko, mieszając ciasto drewnianą łyżką.
Wyrabiamy ciasto przez 10 minut, aż
stanie się elastyczne i da się zlepić w kulę.
Odkładamy ciasto do szczelnie
przykrytej folią aluminiową miski i pozostawiamy w ciepłym miejscu na ok. 1
godzinę, tak, aby podwoiło swoja objętość.
Piekarnik nagrzewamy do 220°.
Odrywamy kawałki wyrośniętego
ciasta, rozwałkowujemy je na wysypanej mąką powierzchni na bardzo cienkie,
okrągłe (lub, jak w moim przypadku MNIEJ WIĘCEJ okrągłe :) placki o średnicy
ok. 20 cm.
Pity skrapiamy wodą i pieczemy na
wyłożonej papierem, ustawionej na kratce blasze.
Pity pieką się bardzo szybko- ok. 6
minut. Warto obrócić je w połowie pieczenia na drugą stronę i skropić wodą, a
przede wszystkim należy wyciągać je z pieca, gdy zaczynają się przyrumieniać
(jeżeli będziemy piekli je zbyt długo, staną się zbyt kruche).
Pity odkładamy do krótkiego
wystygnięcia na kratkę.
***
Dobrze upieczone pity powinny mieć lekko chrupiącą skórkę i wilgotnawy miąższ.
Dobrze upieczone pity powinny mieć lekko chrupiącą skórkę i wilgotnawy miąższ.
Obrócenie pit w trakcie pieczenia
pogłębia naturalny efekt: cieniutkie ciasto, odbierając ciepło od dołu, od
blaszki i od góry, od grzałki, rozdziela się na dwie warstwy, pomiędzy którymi
powstaje pojemna kieszonka.
To dzięki tej kuchennej magii wystarczy
oderwać brzeg pity, lub przełamać ją na pół, aby móc ją nafaszerować.
Dodatek miodu znacznie poprawia siły spójności ciasta, minimalizując ryzyko, iż wewnętrzna dziura powiększy się tak bardzo, iż rozerwie pitę od środka.
Delikatny smak ciasta fantastycznie
komponuje się z wyrazistymi bliskowschodnimi smakami, a jednocześnie doskonale
oczyszcza podniebienie, pozwalając cieszyć się pełnią doznań smakowych z każdym
nowym kęsem.
Wspominając dzisiejszy obiad, w
sposób oczywisty szczególnie ciepło myślę o pitach wypełnionych fulem.
Jednocześnie nie mogę się doczekać
jutrzejszego śniadania, kiedy spróbuję pit z ajvarem i
doprawioną miętą pastą
z zielonego groszku.
I już marzę o pitach faszerowanych humusem, baba ganoush czy falaflami i marynowanymi warzywami…
Uskrzydlona brakiem uzależnienia możności przygotowania faszerowanych pit od zdolności manualnych wybaczę nawet tym, którzy chcieliby moje pity nadziać kebabami :)
PS Przygotowując pity zainspirowałam
się przepisem z przepięknej książki Salmy Hage „The
Lebanese Kitchen” , której planuję niebawem poświęcić osobny wpis –
zaczerpnęłam stamtąd pomysł, aby do zaczynu wykorzystać miód, a do ciasta
mleko.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz