Zauważyłam ostatnio ze zgrozą, że
wielu ludzi skutecznie zohydza sobie, lub w najlepszym razie marnuje grudzień.
Grudzień jest redukowany do
okresu „przed świętami”, w którym biega się za prezentami (albo nawet nie
biega, tylko czeka na wręczenie prezentów, zakupionych wcześniej, żeby uniknąć
kolejek) i szykuje się jedzenie „na święta” i czeka na pierogi, śledzie i
makowce (zamiast delektować się bogactwem ostatnich późnojesiennych smaków).
Uznałam więc, że w tym roku połączę przyjemne z pożytecznym i przygotowując na spokojnie bożonarodzeniowe smakołyki, będę sobie sprawiała bieżące przyjemności.
Dlatego też, jako że nastał
najwyższy czas, aby zakisić zakwas na barszcz, oddałam się w ciągu ostatnich
dni rozlicznym buraczkowym rozkoszom.
Polecam zakiszenie
własnego zakwasu na barszcz nawet tym, którzy nigdy tego nie robili.
Nie dlatego nawet, że barszcz na
własnym zakwasie czaruje takim bogactwem aromatu, do którego nie może aspirować
kupny koncentrat- bo gotowy koncentrat jest po prostu buraczany i kwaśny, a
własny zakwas zniewala warstwowymi
akcentami karmelowej słodyczy, rozgrzewającej ostrości i upojnej,
sfermentowanej intensywności.
Ani nawet nie dla pięknego, bogato purpurowego koloru barszczu na domowym zakwasie.
Ale dlatego, aby przygotować coś, co
nie tylko uświetni święta, ale i dzięki samej staroświeckiej formie przygotowań jest pięknym
pretekstem do zwolnienia tempa i zanurzenia się w rozkosznym tu i teraz.
No i dlatego, że przy okazji
kiszenia zakwasu można nawet przez przypadek zakupić większą ilość buraków i spożytkować je na
natychmiastowe przyjemności, uwalniających od tkwienia tygodniami w męczącym
byciu „przed”.
ZAKWAS
NA BARSZCZ
(składniki na ok. 0,5 l zakwasu*)
500 g buraków
3 dorodne ząbki czosnku
3 liście laurowe
3 ziela angielskie
15 ziarenek czarnego pieprzu
5 cm długości kawałek razowego,
żytniego chleba**
500 ml wody
½ łyżeczki soli
½ łyżeczki brązowego cukru
* 0,5 l zakwasu, zmieszane z ok. 1,5
l bulionu, pozwoli na przygotowanie 6 porcji esencjonalnego barszczu; na
przygotowanie 0,5 l zakwasu potrzebny będzie słoik lub inne naczynie o
pojemności 1 l
** jakość chleba, który zaczyna
proces fermentacji, ma kluczowe znaczenie dla jakości zakwasu; dlatego do
przygotowania zakwasu używamy chleba, który nie zawiera niczego innego niż
zakwas, sól i mąka
Zagotowujemy wodę z solą, do
momentu, aż woda zacznie wrzeć, a sól całkowicie się rozpuści, a następnie
odstawiamy wodę do ostygnięcia.
Buraki myjemy, obieramy i kroimy w
plasterki, czosnek siekamy na grube kawałki, a pieprz i ziele angielskie
obtłukujemy lekko w moździerzu, tak, aby ułatwić wydobycie się aromatów.
Buraki układamy warstwami w naczyniu,
w którym będziemy kisić zakwas.
Na każdą z warstw (poza ostatnią) wykładamy
po jednym pokrojonym ząbku czosnku, listku laurowym i zielu angielskim oraz po 5
ziarenek pieprzu.
Na przedostatnią z warstw wysypujemy
dodatkowo cukier, zaś ostatnią z warstw przykrywamy połamanym na 2- 3 kawałki
chlebem.
Całość zalewamy wystudzoną, ale
jeszcze ciepłą wodą, tak, aby przykryła wszystkie składniki. (Najlepszą temperaturę
woda ma wtedy, gdy możemy się jej napić z łyżeczki i ciągle czujemy na języku
ciepło.)
Zakwas odstawiamy w ciemne, ciepłe,
nienarażone na zmiany temperatur miejsce na 10-15 dni.
A następnie powstrzymujemy się przez
owe dni od próbnego wąchania, mieszania, przesuwania, obracania, doprawiania itp.
(Relację słodkości do ostrości możemy regulować już w gotowym zakwasie odrobiną
cukru albo soku z cytryny.)
Gotowy zakwas odcedzamy, przelewamy
do wyparzonych słoików i trzymamy w lodówce – zachowa swoje smakowite
właściwości co najmniej przez kilka tygodni.
Et voilà! :)
***
10-dniowy zakwas, zasilony dobrym bulionem warzywnym i odrobiną wywaru z suszonych grzybów sprawdza się pięknie
jako wyrazisty, pikantno- słodkawy barszcz na wigilijnym stole.
Dodatek odrobiny cukru nie tylko ułatwia start
fermentacji, ale i fajnie kontrastuje z aromatem pozostałych przypraw,
pogłębiając jednocześnie nutę pochodzącej z buraków, karmelowej słodyczy.
Zakwas 15- dniowy jest już natomiast
pikantną smakową torpedą, która rozrobiona bulionem postawi na
nogi podczas lub po sylwestrowych szaleństwach.
Zakwasu
można tez użyć jako bazy do barszczu
ukraińskiego albo zmiksować z jabłkami i miodem gryczanym na ultra zdrowy, zimowy
koktajl.
Abstrahując nawet od wartości
sentymentalnych, skłonna jestem uznać zakwas na barszcz za jeden z
najpiękniejszych zimowych smaków.
Choć niewątpliwie silną konkurencję
stanowi dla zakwasu pesto z pieczonych buraczków.
***
PESTO
Z PIECZONYCH BURACZKÓW
200 g orzechów włoskich
8 średniej wielkości buraczków
2 dorodne ząbki czosnku
2 łyżki aromatycznej, trawiastej
oliwy
Każdy z buraków myjemy, zawijamy w
folię aluminiową i pieczemy do miękkości (ok. 50 minut w piekarniku nagrzanym
do 200°).
Orzechy prażymy na suchej patelni, czosnek obieramy i kroimy na kilka części, a następnie przepuszczamy przez maszynkę buraki,
orzechy i czosnek.
Doprawiamy zmiksowaną masę oliwą
(jeżeli pesto wydaje się nam zbyt suche, możemy dodać jeszcze trochę oliwy).
***
Dobrze upieczone buraki wydzielają
podczas mielenia zawiesisty, lepki,
nadający pesto doskonałej konsystencji sok.
Głęboka buraczana słodycz eliminuje
zasadność wzbogacania pesto o parmezan.
Bogate w umami orzechy włoskie działają
jak naturalny wzmacniacz buraczkowego smaku, przełamanego pikantną wonią
świeżego czosnku, masywną wytrawnością orzechów i śladem pochodzącej z oliwy
świeżej trawiastości.
Buraczkowe pesto najlepiej smakuje
bez dodatku soli, a jednocześnie szczególnie wdzięcznie łączy się ze słonymi
serami (zarówno pleśniowymi, jak i fetą czy grillowanym halloumi), oliwkami, a
nawet sardynkami.
Przechowywane w lodówce wytrzyma w
stanie idealnego balansu smaku co najmniej kilka dni.
Dlatego buraczkowe pesto, wymieszane
z ugotowanym al dente razowym makaronem może okazać się nie tylko pysznym, ale
i- co ma niebagatelne znaczenie dla osób zaangażowanych w przedświąteczne
przygotowania- mega szybkim obiadowym daniem.
Albo, podane z pokrojonymi w słupki
marchewkami i paprykami oraz krakersami może pozwolić zaimprowizować (o ile
bardziej sezonowo niż humus czy pasta z zielonego groszku!) totalnie wegetariańskiego
„śledzika” z przyjaciółmi.
Albo wręcz, wraz z kleksem tłustej śmietany,
może znaleźć się na śledziku…
Może też rozbudzić apetyt na jeszcze więcej pieczonych buraczków, ot, choćby takich ukrytych w sałatce.
SAŁATKA
Z PIECZONYCH BURAKÓW, SZARONÓW I PORÓW
(składniki na 2 porcje)
2 upieczone w folii do miękkości
buraczki
1 dorodny szaron
½ zielonej części pora
sok wyciśnięty z ½ cytryny
3 łyżki oliwy z oliwek
2 łyżki octu z białego wina
Pora kroimy w plasterki (im cieńsze,
tym lepsze), a następnie skrapiamy sokiem z cytryny, szczelnie przykrywami i
dostawiamy na minimum 10 minut.
Szarona obieramy i kroimy w kostkę.
Rozdzielamy sałatkę na 2 porcje,
które obkładamy tuż przed podaniem pokrojonymi w cieniutkie półplasterki
burakami.
***
Dodanie buraczków w
ostatniej chwili oraz użycie kwaśnego sosu ogranicza ryzyko wybarwienia
wszystkich składników sałatki na fioletowo i pozwala cieszyć się jej żywymi
kolorami: ciepłą, pomarańczową żółcią szarona, elektryzującą, świeżą zielenią
porów i głębokim amarantem buraczków.
Słodycz upieczonych
buraków, lekka żywiczność dobrze przemrożonego szarona i okiełznana dzięki
użyciu soku z cytryny ostrość porów okazują się doskonałą i kompletną
kompozycją.
Sałatka z buraczków, szaronów i porów świetnie odświeża podniebienie i może okazać się doskonałym remedium na niedostatek błonnika na wigilijnym stole.
Wydaje się też dobrym wybiegiem, aby oswoić z pieczonymi buraczkami tych, którzy, żyjąc przedszkolno-szkolną traumą gotowanych buraczków, unikają buraków poddanych jakiejkolwiek obróbce termicznej i rezygnują tym samym dobrowolnie z niesamowitej karmelowości, jaką wydobywa się z buraczków dzięki pieczeniu.
Sałatka z buraczków, szaronów i porów świetnie odświeża podniebienie i może okazać się doskonałym remedium na niedostatek błonnika na wigilijnym stole.
Wydaje się też dobrym wybiegiem, aby oswoić z pieczonymi buraczkami tych, którzy, żyjąc przedszkolno-szkolną traumą gotowanych buraczków, unikają buraków poddanych jakiejkolwiek obróbce termicznej i rezygnują tym samym dobrowolnie z niesamowitej karmelowości, jaką wydobywa się z buraczków dzięki pieczeniu.
A jeżeli sałatka nie pomoże (albo wręcz przeciwnie- spowoduje, że nawet buraczkowe pesto i barszcz na domowym zakwasie nie zaspokoją buraczanego ciągu!), zawsze można też jeszcze upiec cudownie czekoladowy buraczkowiec…
I rozsmakować się
nawet jeżeli nie w przygotowaniach, to przynajmniej w przedświątecznym okresie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz