Znalazłam dzisiaj w lodówce jeszcze
jeden słoik zakwasu, przygotowanego przed Gwiazdką według rodowej
receptury, niezawodnie strzeżonej i przekazywanej przez Ukochaną Mami
Zosię.
W związku z trwającym przeziębieniem nie mogłam oprzeć się wizji pobudzenia otępiałego przez katar podniebienia najdoskonalszą znaną mi kompozycją czosnkowo-pieprzowo-pikantno- słodkiego smaku.
A niemożność poświęcenia się produktywnej
pracy intelektualnej skłoniła mnie do podjęcia wysiłku posiekania solidnej
ilości warzyw, które w połączeniu z zakwasem i namoczoną zawczasu fasolą
stanowią o sukcesie cudownie rozgrzewającego i oczyszczającego barszczu
ukraińskiego.
BARSZCZ
UKRAIŃSKI
(składniki na 8 porcji)
800 g buraków
200 g drobnej białej fasoli
4 średniej wielkości marchewki
1 dorodny por
3 średniej wielkości żółte cebule
7 ząbków czosnku
2-3 listki laurowe
5-6 ziaren ziela angielskiego
0,5 litra zakwasu*
1,5 l bulionu warzywnego**
świeżo mielona sól morska
opcjonalnie: świeżo mielony czarny pieprz
* w ostateczności zakwas zastąpić
można zmieszanym w proporcjach 1 : 4 sokiem z cytryny i niedosładzanym,
naturalnym sokiem z buraków; mieszanina nie jest jednak oczywiście w stanie
zastąpić w pełni złożonego smaku zakwasu, dlatego korzystając z soków,
najlepiej doprawić jest barszcz pod koniec gotowania jeszcze odrobiną czosnku i
świeżo mielonego pieprzu
** dla podkręcenia smaku najlepszy
będzie bulion ugotowany na bazie sporej ilości selera- jeżeli nie macie
ulubionej receptury, zajrzyjcie po przepis tutaj
Fasolę namaczamy przez noc w zimnej
wodzie. Następnego dnia gotujemy powoli fasolę do miękkości w 1 litrze wody- osolonej,
doprawionej przeciętym na pół ząbkiem czosnku, listkami laurowymi, zielem
angielskim. Ugotowaną fasolę odcedzamy, pozostawiając pozostałą po gotowaniu
wodę.
Buraki i marchewki kroimy w słupki, pora-
na kilkucentymetrowe paski, zaś cebulę i czosnek w bardzo drobną kostkę.
Cebulę i czosnek szklimy na oleju,
rozgrzanym w garnku o grubym dnie. Następnie dokładamy do garnka marchewkę i
buraki i dusimy przez ok. 20 minut, dokładając po 10 minutach pora - w tym
czasie warzywa powinny się stać półmiękkie.
Zalewamy warzywa gorącym odcedzonym
przez sito bulionem oraz ok. 0,5 l wody, w której gotowała się fasola. (Jeżeli
mamy wrażenie, że warzywa stanowią tak dużą część objętości barszczu, iż
przypomina on gulasz, a nie zupę, możemy dolać jeszcze więcej wody, pozostałej
po gotowaniu fasoli.)
Zupę gotujemy przez ok. godzinę,
następnie dorzucamy do barszczu fasolę i wlewamy zakwas (lub sok z cytryny i
buraka) i ostrożnie podgrzewamy, nie dopuszczając, aby zupa mocno zawrzała
(jeżeli ją przegotujemy, ściemnieje i nabierze mało apetycznego, brązowego
koloru).
(Pod koniec gotowania możemy
doprawić barszcz świeżo mielonym pieprzem- zapewniam jednak, iż w przypadku
użycia domowego zakwasu krok ten jest zupełnie zbędny.)
Barszcz podajemy obowiązkowo
oprószony grubo posiekanym koperkiem, a opcjonalnie z dodatkiem kwaśnej
śmietany.
***
Barszcz ukraiński jest oczywiście jedną
z tych potraw, które nie tylko mają tysiące domowych mutacji, ale i obrastają
dziesiątkami kulinarnych mitów.
Szanując prawo do kulinarnych
poszukiwań, a nawet obrony nawet najbardziej cudacznych przekonań, nie zaufam
wszakże nigdy żadnej recepturze na barszcz, która nakazuje dodawać do niego (dla
koloru?) pomidory- nigdy i nigdzie, a już na pewno nie na przednówku i nie w surowym
kontynentalnym klimacie, nie zaliczające się do kategorii produktów powszechnie
dostępnych, a tym bardziej- w zadowalającej jakości- „tanich jak barszcz”.
Mój barszcz ukraiński jest wegański nie
tylko w wyniku moich dietetycznych wyborów, ale również (a może nawet przede
wszystkim?) wierności tradycji.
Barszcz był codziennymi – co raz
jeszcze podkreślę!- tanim pożywieniem, wzbogacanym o fasolę celem suplementacji
niedostępnego na co dzień lub nie jedzonego w okresach postnych mięsa- i takim
w mojej ocenie powinien pozostać, szczególnie, że dodatek zawiesistej,
pachnącej czosnkiem wody z gotowania fasoli zapewnia zupie obezwładniającą
ilość narkotycznego, białkowego smaku umami.
W związku ze złożonością (i ilością
:) buraczano- zakwasowej słodyczy rezygnuję przygotowując barszcz ukraiński z
dodawania ziemniaków, których użycie niesie ryzyko przykrycia smaku tępą
mącznością i przytępienia jego koloru przy kolejnym podgrzaniu przez
nieapetyczną skrobiową zawiesinę.
Przygotowując barszcz ukraiński nie
żałuję natomiast pora, który wraz z czosnkiem i cebulą dopełnia słodko-ostrej
harmonii, i eliminuje zasadność użycia kapusty, która wraz z fasolą tworzy w
mojej ocenie nieco zbyt wybuchową mieszaninę.
Wszystkich zaś, którzy uważają
pozbawianie barszczu ziemniaków i kapusty za kuglarstwo, zachęcam do spróbowania barszczu po mojemu.
Jego
skomponowany zaledwie z kilku najprostszych akcentów: mączności fasoli,
karmelowości buraków, słodkawej ziemistości marchewki i stopniowalnej ostrości przypraw, niezakłócony infantylną słodkością, charakterny, złożony smak z pewnością okaże się niebagatelnym argumentem w dyskusji o idealnej recepturze :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz