Lubię Halloween, bo to fantastyczny pretekst, aby rozświetlić jesień: nie
tylko świeczkami powstawianymi w ozdobnie wycięte dynie, ale i optymistycznym
akcentem w postaci spotkania w większym gronie.
A nawet jeżeli, tak jak w tym roku,
brakuje mi czasu na organizację tradycyjnej, większej imprezy, pozostają mi
przyjemności zakupienia choć kilku różnokolorowych dyń, wydrążenia choć jednej
demonicznej latarni i przyrządzenia choć jednego dyniowego przysmaku.
Niby wiem, że przez nieuchronnie
czekające mnie tasiemcowe listopadowe wieczory nagotuję się jeszcze rozgrzewających
zup z dyni: tej tradycyjnej, z ostrością
papryczki przełamanej tłustą śmietanką i tej nieco bardziej egzotycznej, wibrującej
kolendrą, imbirem i mlekiem kokosowym, i że do znudzenia napiekę się pachnącego
skórką pomarańczową i cynamonem dyniowego sernika (który w zeszłym roku
królował nawet na moim bożonarodzeniowym stole).
Nie potrafię jednak pozwolić
zmarnować się nawet odrobinie dyniowego miąższu: niezależnie od tego, czy
do dyspozycji mam obłędnie pachnący (jak sama nazwa wskazuje) miąższ
zielonoskórej, zwartej prowansalskiej dyni muszkatołowej, czy subtelniejszy w
smaku i wilgotniejszy, wyskrobany z wnętrza przeznaczonej na latarnię
powszechnie dostępnej amazonki.
Skrapiam więc pokrojoną w plastry
dynię (albo miąższ wydłubany z dyni) delikatną oliwą z oliwek i piekę bez
przykrycia do miękkości, przeznaczając kilka kwadransów pieczenia na
obiecywanie sobie, że nie będę szaleć z ilością dyniowych przysmaków.
A potem jak zwykle okazuje się, że
dyniowego purée mam w bród (nic dziwnego: z naprawdę niewielkiej dyni amazonki
albo ¼ typowych- czytaj: słusznych- rozmiarów dyni prowansalskiej wychodzi co
najmniej 3 szklanki dyniowej pulpy) i mimochodem (bo ileż czasu może zająć
połączenie suchych składników z mokrymi?) zaczynam wypiekać hurtową ilość
dyniowych muffinów.
DYNIOWE
MUFFINY Z SZAŁWIĄ I FETĄ
(składniki na 24 muffiny)
1 ½ szklanki purée z dyni
200 g masła
350 ml maślanki
450 g mąki pszennej
3 łyżeczki soli
2 łyżeczki proszku do pieczenia
1 łyżeczka sody oczyszczonej
3 łyżki drobno posiekanych listków
szałwii
2 łyżki pestek dyni
50 g sera feta
Masło rozpuszczamy powoli na patelni
o grubym dnie, a kiedy przestygnie, ucieramy do uzyskania gładkiej emulsji
trzepaczką z dyniowym purée i maślanką w bardzo dużej misce.
Mąkę przesiewamy do mniejszej miski,
mieszamy dokładnie z solą, proszkiem do pieczenia, sodą i listkami szałwii, a
następnie dosypujemy partiami do dyniowej bazy ciasta i mieszamy delikatnie,
tylko do połączenia składników.
(Ciasto powinno być gęste- na tyle,
aby po wylaniu łyżki ciasta na jego wierzchu tworzyły się powoli rozpływający
się kopczyk- i spójne- może się ciągnąć przy próbie nabrania łyżką, ale nie
przylepiać do miski, natomiast nie musi być idealnie gładkie. Aby uzyskać
optymalną konsystencję można oczywiście w razie potrzeby dodać trochę więcej
mąki lub maślanki.)
Dodajemy do ciasta pestki dyni oraz
pokruszoną na niezbyt grube kawałki fetę i delikatnie mieszamy raz jeszcze,
tak, aby dodatki rozłożyły się w miarę równomiernie w cieście.
Przekładamy ciasto do wyłożonych
papilotkami foremek na muffiny, wypełniając foremki do nie więcej niż 2/3
wysokości.
Muffiny pieczemy przez ok. 25 minut,
w piekarniku nagrzanym do 180°, a następnie pozostawiamy do ostygnięcia w
foremkach.
***
Wytrawne dyniowe muffiny doskonale
obchodzą się bez dodatku jajek: dyniowa pulpa zapewnia miąższowi muffinów
wilgotną spoistość, zaś skórce nadaje pięknie lśniący, głęboko pomarańczowy
odcień.
Żywiczny aromat szałwii, słoność
fety i chrupkie dyniowe ziarenka nadają charakteru nawet dobrze zaznajomionemu
miąższowi amazonki, zaś podkręcone lekko korzennym smakiem dyni prowansalskiej
doprowadzają do obłędu wszystkie zmysły.
Pozostaje tylko nalać sobie do
kompletu kieliszek ciężkiego białego wina (może alzackiego pinot gris?),
zapatrzeć się na hipnotyczne cienie, które rzuca na ścianę migocząca świeczka i
nieuchronnie (czy to ta nostalgia stęsknionego za latem białego wina?) pomyśleć
o tych, których na Halloween już nie da rady się zaprosić…
Oraz skupić się na telepatycznym
przyzywaniu rozjeżdżających się do swoich jutrzejszych spraw tych wszystkich,
którzy rozświetlają moje nie tylko halloweenowe wieczory… oraz liczyć na
sensualną moc przyzywania dwóch tuzinów pulchnych, eksplodujących jeszcze w
przełyku rozgrzewającą mocą szałwii muffinów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz