Niespodziewane zestawienie
orzeźwiającej, ale gorzkawej mięty i słodyczy mlecznej czekolady
okazało się doświadczeniem zbyt ekstremalnym dla podniebienia trzy- czy
czteroletniej dziewczynki. Nie mieściło mi się w głowie, jak można za pomocą jakiegoś
paskudnego zielska zepsuć coś tak doskonałego jak czekolada!
Ten epizod nie tylko zaważył na
wiele lat na mojej opinii o angielskiej kuchni, ale też zaowocował głęboką
niechęcią do mięty. Tak właśnie wyglądał początek mojej wieloletniej i całkowitej
prohibicji miętowej.
Po dwudziestu latach od afery
czekoladowej, głównie za sprawą mojito, zaczęłam się stopniowo oswajać z miętą,
która dzięki swoim orzeźwiającym właściwościom stała się z czasem jednym z
ziół, po które najczęściej sięgam w okresie letnim.
Skoro
rozkochałam się w doprawionej
miętą paście z młodego zielonego groszku, czy rasowym tabbouleh, musiałam się prędzej czy później
zmierzyć z połączeniem mięty i czekolady. Zwłaszcza, że w miarę jak ewoluował
mój smak, najbardziej polubiłam niesłodkie słodycze, a zupełnie
niespodziewanie, w samym szczycie, lata spadła na mnie ochota na mocno czekoladowe
brownie.
(składniki na foremkę o boku długości
24 cm)
listki z ½ pęczka mięty
listki z ¼ pęczka bazylii
skórka otarta z 1 średniej cytryny
150 g gorzkiej czekolady (użyłam
czekolady o 70% zawartości kakao)
100 g masła
300 g mąki pszennej (typ 550)
2 łyżki mąki kukurydzianej
1 łyżeczka sody oczyszczonej
100 g brązowego cukru
10 g cukru z dodatkiem prawdziwej
wanilii
50 g kakao
opcjonalnie: 1 łyżka śmietany o 30% zawartości tłuszczu
Rozpuszczamy powoli czekoladę i
masło- w rondlu o grubym dnie, na bardzo małym ogniu, najlepiej cały czas delikatnie
mieszając trzepaczką, tak aby uzyskać gładką masę, którą pozostawiamy do
wystygnięcia.
Listki mięty i bazylii myjemy i
drobniutko szatkujemy. Cytrynę dokładnie szorujemy i sparzamy. Utartą na
najdrobniejszych oczkach tarki skórkę cytrynową i posiekane zioła dodajemy do
masy czekoladowej.
Obydwa rodzaje mąki i cukru, sodę oczyszczoną
oraz kakao mieszamy dokładnie łyżką w dużej misce.
Wymieszane suche składniki dodajemy
partiami do masy czekoladowej i mieszamy krótko do uzyskania lekko grudkowatej,
wilgotnej masy. Jeżeli ciasto jest nie dosyć spójne, zaprawiamy je śmietaną i
raz jeszcze krótko mieszamy.
Foremkę na brownie wykładamy
papierem do pieczenia (jeżeli pozostawimy większy margines, łatwiej będzie nam
wyciągnąć ciasto w nienaruszonym stanie), wykładamy ciasto do foremki,
delikatnie dociskając je i wygładzając palcami. Piekarnik nagrzewamy do 180°.
Brownie pieczemy 25-30 minut, a następnie pozostawiamy do wystygnięcia w
foremce i dopiero wtedy ostrożnie je wyciągamy
***
Dobrze upieczone brownie pokryte jest
chrupką skórką, która skrywa wilgotne wnętrze. Jego smak jest wedle recenzji
moich Najbliższych „bardziej czekoladowy niż czekolada” i „bardziej miętowy niż
mięta”. W mojej zaś ocenie stanowi niebiańskie połączenie skoncentrowanej wytrawności
czekolady, orzeźwiających nut mięty, bazylii i cytryny z wyczuwalnym dopiero po
roztarciu ciasta na podniebieniu słodkim akcentem wanilii.
Najlepszą rekomendacją niech będzie
fakt, że brownie, doprawione już na talerzu odrobiną truskawkowej konfitury
roboty mojej Mamy, pałaszował nawet mój nieprzepadający za łamanymi miętą smakami
Tata, dając tym samym inspirację do serwowania brownie z sosem albo granitą ze
świeżych truskawek albo malin, sorbetem cytrynowym lub mocno schłodzoną, ubitą
ze skórką cytrynową i cukrem pudrem ricottą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz