poniedziałek, 1 lipca 2013

TURBO CZEKOLADOWE BROWNIE Z MIĘTĄ I BAZYLIĄ

Nie pamiętam dokładnie, kiedy pierwszy raz spróbowałam czekolady z dodatkiem mięty. Musiałam być w każdym razie bardzo mała. Miałam przy tym silną potrzebę organoleptycznego potwierdzenia tezy mojego Taty, który utrzymywał, że kuchnia angielska (z wyłączeniem może Baked Alaska, ale o tym innym razem :) jest, delikatnie mówiąc, daleka od smakowitości, a to z uwagi na wszechobecność mięty właśnie.

Niespodziewane zestawienie orzeźwiającej, ale gorzkawej mięty i słodyczy mlecznej czekolady okazało się doświadczeniem zbyt ekstremalnym dla podniebienia trzy- czy czteroletniej dziewczynki. Nie mieściło mi się w głowie, jak można za pomocą jakiegoś paskudnego zielska zepsuć coś tak doskonałego jak czekolada!

Ten epizod nie tylko zaważył na wiele lat na mojej opinii o angielskiej kuchni, ale też zaowocował głęboką niechęcią do mięty. Tak właśnie wyglądał początek mojej wieloletniej i całkowitej prohibicji miętowej.

Po dwudziestu latach od afery czekoladowej, głównie za sprawą mojito, zaczęłam się stopniowo oswajać z miętą, która dzięki swoim orzeźwiającym właściwościom stała się z czasem jednym z ziół, po które najczęściej sięgam w okresie letnim.

Skoro rozkochałam się w doprawionej miętą paście z młodego zielonego groszku, czy rasowym tabbouleh, musiałam się prędzej czy później zmierzyć z połączeniem mięty i czekolady. Zwłaszcza, że w miarę jak ewoluował mój smak, najbardziej polubiłam niesłodkie słodycze, a zupełnie niespodziewanie, w samym szczycie, lata spadła na mnie ochota na mocno czekoladowe brownie.

BROWNIE Z MIĘTĄ I BAZYLIĄ

(składniki na foremkę o boku długości 24 cm)

listki z ½  pęczka mięty
listki z ¼ pęczka bazylii
skórka otarta z 1 średniej cytryny
150 g gorzkiej czekolady (użyłam czekolady o 70% zawartości kakao)
100 g masła  
300 g mąki pszennej (typ 550)
2 łyżki mąki kukurydzianej
1 łyżeczka sody oczyszczonej
100 g brązowego cukru
10 g cukru z dodatkiem prawdziwej wanilii
50 g kakao
opcjonalnie: 1 łyżka śmietany o 30% zawartości tłuszczu

Rozpuszczamy powoli czekoladę i masło- w rondlu o grubym dnie, na bardzo małym ogniu, najlepiej cały czas delikatnie mieszając trzepaczką, tak aby uzyskać gładką masę, którą pozostawiamy do wystygnięcia.

Listki mięty i bazylii myjemy i drobniutko szatkujemy. Cytrynę dokładnie szorujemy i sparzamy. Utartą na najdrobniejszych oczkach tarki skórkę cytrynową i posiekane zioła dodajemy do masy czekoladowej.

Obydwa rodzaje mąki i cukru, sodę oczyszczoną oraz kakao mieszamy dokładnie łyżką w dużej misce.

Wymieszane suche składniki dodajemy partiami do masy czekoladowej i mieszamy krótko do uzyskania lekko grudkowatej, wilgotnej masy. Jeżeli ciasto jest nie dosyć spójne, zaprawiamy je śmietaną i raz jeszcze krótko mieszamy.

Foremkę na brownie wykładamy papierem do pieczenia (jeżeli pozostawimy większy margines, łatwiej będzie nam wyciągnąć ciasto w nienaruszonym stanie), wykładamy ciasto do foremki, delikatnie dociskając je i wygładzając palcami. Piekarnik nagrzewamy do 180°. Brownie pieczemy 25-30 minut, a następnie pozostawiamy do wystygnięcia w foremce i dopiero wtedy ostrożnie je wyciągamy

***
Dobrze upieczone brownie pokryte jest chrupką skórką, która skrywa wilgotne wnętrze. Jego smak jest wedle recenzji moich Najbliższych „bardziej czekoladowy niż czekolada” i „bardziej miętowy niż mięta”. W mojej zaś ocenie stanowi niebiańskie połączenie skoncentrowanej wytrawności czekolady, orzeźwiających nut mięty, bazylii i cytryny z wyczuwalnym dopiero po roztarciu ciasta na podniebieniu słodkim akcentem wanilii.

Najlepszą rekomendacją niech będzie fakt, że brownie, doprawione już na talerzu odrobiną truskawkowej konfitury roboty mojej Mamy, pałaszował nawet mój nieprzepadający za łamanymi miętą smakami Tata, dając tym samym inspirację do serwowania brownie z sosem albo granitą ze świeżych truskawek albo malin, sorbetem cytrynowym lub mocno schłodzoną, ubitą ze skórką cytrynową i cukrem pudrem ricottą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz