Podejmowanie decyzji nie nastręczało
mi nigdy większych problemów.
Dlatego też o kwestiach zasadniczych
decydowałam w skali ostatniego roku bez chwili wahania: wiedziałam, że chcę
powiedzieć mojemu Ukochanemu F. „tak”, że chcę, aby towarzyszyło nam w tym
momencie jak najwięcej drogich nam osób i że przynajmniej część tych osób, z
rozmaitych powodów, wybierze wegańskie menu weselne.
Nie sądziłam jednak, że organizując
wymarzone, przynajmniej częściowo wegańskie wesele, zmuszona będę poświęcić
tematowi dosłownie każdą wolną chwilę przez kilka dobrych miesięcy życia.
Pomimo niejednego szpetnego
przekleństwa, które cisnęłam, dopracowując wegańskie menu na wesele, zapewniam,
że warto tłumaczyć, że hummus na przystawkę nie jest szczytem kulinarnego
wegańskiego wyrafinowania, że w upalny lipcowy dzień roślinożercy niekoniecznie
będą mieli ochotę na smażone kotlety z soi i że wegańska zupa nie musi być
owocowym chłodnikiem, który skutecznie zasłodzi wszystkich na długo przed
tortem.
Jednocześnie, wspominając godziny,
stracone na tłumaczeniu, że wegańska przystawka nie może być okraszona
dressingiem z jogurtu, że zielona i brązowa soczewica różnią się od siebie
czymś więcej niż nazwą i że łączenie bobu z kapustą i surowym czosnkiem może
wykończyć każdy wegański żołądek, doradzam serdecznie, aby nie brać za łatwo na
wiarę zapewnień, że wegańskie menu „można dopracować”, i, w poszukiwaniu
lepszego miejsca na wegańskie wesele, brać szybko nogi za pas po stwierdzeniu
pierwszych objawów niezrozumienia lub partactwa.
Nasze wegańskie menu weselne podbiło
szczęśliwie podniebienia nie tylko zadeklarowanie roślinożernych Gości,
jednakże pozostawiło u mnie niesmak, spowodowany faktem, iż na jego
dopracowanie poświęciłam absurdalnie wielką ilość czasu.
Tematem szczególnie czasochłonnym
okazała się kremowa zupa z cukinii, której niedoskonały, zgniło- żółto kolor
przy pierwszej degustacji szef kuchni tłumaczył… niemożnością dodania do zupy
śmietany.
Na weselu (po kolejnych dwóch
degustacjach, które pozwolę sobie litościwie przemilczeć) zupa osiągnęła co prawda przyjemne walory
smakowe, ale uparcie zachowała kolor i konsystencję rozgotowanej szpinakowej
brei.
Nie miało to już jednak dla mnie
większego znaczenia, skoro mogłam znad talerza patrzeć w idealnie uśmiechnięte
oczy mojego Ukochanego i podziwiać, jak idealnie bawią się nasi bliscy.
Wiedziałam też, że kiedy tylko opadną
poślubne emocje, sama przygotuję sobie i mojemu świeżo upieczonemu mężowi
idealną wegańską zupę krem z cukinii- doskonale kremową dzięki wykorzystaniu
samego miąższu warzyw, zagęszczonego młodymi ziemniakami, i smakowicie
przełamaną chrupiącym witariańskim (i nie pozwalającym zmarnować się niczemu)
makaronem z cukiniowych skórek.
Nie sądziłam co prawda, że w związku
z wymianą dokumentów, planowaniem miesiąca miodowego, wyjazdem na nieoficjalny
miodowy tydzień i tysiącem innych poślubnych zajęć zabiorę się za fotografowanie
mojej idealnie kremowej zupy z cukinii dopiero wtedy, gdy niedostępny stanie
się gwarantujący jej piękny, mleczno- pistacjowy kolor świeży groszek.
Szczęśliwie, kremową zupę z cukinii
poza sezonem równie pięknie i wcale nie mniej zdrowo można zabarwić ją groszkiem
z mrożonki.
I, niezależnie od lipcowych czy wrześniowych
okoliczności cieszyć się subtelnym smakiem cukinii oraz łatwością przygotowania
kremowej zupy- zwłaszcza, jeżeli do dyspozycji mamy gotowy, domowy bulion
warzywny.
KREMOWA ZUPA Z CUKINII
(składniki na 6 porcji)
Na zupę:
3 średniej wielkości cukinie* - lub
nieco więcej, tak, abyśmy po obraniu uzyskali 2 szklanki miąższu
2 średniej wielkości młode ziemniaki
– lub nieco więcej, tak, abyśmy po obraniu uzyskali 1 szklankę pokrojonych w
kostkę ziemniaków
2 średniej wielkości białe cebule
½ szklanki zielonego groszku
2 szklanki bulionu warzywnego**
świeżo mielona sól morska i świeżo
mielony biały pieprz
olej ryżowy, lub inny ulubiony o
wysokim punkcie dymienia i neutralnym zapachu
Dodatkowo do podania:
2 marchewki
świeżo posiekana natka pietruszki
* im drobniejsze cukinie, tym
mniejsze ryzyko gąbczastości miąższu bądź znalezienia w ich środku grubszych,
goryczkowatych pestek
** bulion warzywny każda zabiegana
Panna Młoda, jak też każda zajęta osoba innego stanu cywilnego i umysłowego,
przygotować może dzień wcześniej (np. z tego przepisu)… albo i miesiąc
wcześniej, i zamrozić
Przygotowanie warzywnego makaronu:
Cukinie obieramy za pomocą ząbkowanej
obieraczki do pasków julienne. Uzyskany cukiniowym „makaron” wrzucamy do miski
z lodowatą wodą, zaprawioną odrobiną soku z cytryny- dzięki temu makaron
zachowa kolor i jędrność.
(Jeżeli nie macie takiej obieraczki,
obierzcie cukinię tradycyjną metodą, a uzyskane skórki posiekajcie od razu
nożem na makaron preferowanego kształtu.)
Marchewki obieramy ze skórki, a
następnie skrobiemy za pomocą obieraczki do julienne lub siekamy i dorzucamy do
miski z makaronem z cukinii.
Tuż przed podaniem obydwa makarony
odcedzamy i odciskamy z nadmiaru wody na sitku.
Przygotowanie groszku:
Groszek wrzucamy na dwie minuty do
wrzącej, zagotowanej w osobnym garnku wody, a niezwłocznie po odcedzeniu- do
osobnej miski z zimną wodą i kostkami lodu.
(Tak przygotowany groszek możemy
odcedzić i przechować w szczelnym pojemniczku w lodówce do następnego dnia.)
Przygotowanie zupy:
Obrane ziemniaki kroimy w grubą
kostkę, a pozbawione łupinek cebule- w cienkie piórka.
Wrzucamy cebulę na rozgrzany w garnku
o grubym dnie olej, a kiedy cebula się zeszkli, dokładamy ziemniaki i dusimy warzywa
na małym ogniu pod przykryciem przez jeszcze
5 minut.
Miąższ cukinii kroimy w grube kostki
, dorzucamy do garnka i dusimy wszystkie warzywa, mieszając od czasu do czasu,
przez kolejne 10 minut.
Zalewamy uduszone warzywa bulionem
warzywnym, doprowadzamy do wrzenia i gotujemy przez 10 minut.
Ugotowaną zupę miksujemy na gładki
krem z zielonym groszkiem, doprawiamy do smaku solą i pieprzem, podgrzewamy do
ulubionej temperatury i podajemy z warzywnym makaronem oraz świeżo posiekaną
natką pietruszki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz