Chciałam poczuć
trochę mroczny klimat zapadającego w zimowy sen lasu, obejrzeć ostatnie pomarańczowe
liście na drzewach i wysychające, ale urzekające elegancką, rdzawą barwą
wrzosowiska.
Po cichu liczyłam też
oczywiście na znalezienie grzybów :)
I owszem, wpadło mi w
ręce kilka podgrzybków, które, dla godnego pożegnania sezonu na świeże grzyby,
udusiłam na maśle z odrobiną cukrowej cebuli i schrupałam na żytnich grzankach oprószonych
natką pietruszki i odrobiną świeżo mielonej soli morskiej.
Niestety, niewielka
ilość podgrzybków raczej rozbudziła niż nasyciła moja ochotę na grzyby.
Szczęśliwie, przypomniałam sobie o zapasach suszonych azjatyckich grzybów i glonów kombu, działających w mojej ocenie jak najsilniejszy naturalny podkręcacz smaku, obezwładniający wręcz masywnością ukrytego w sobie umami.
Przygotowana na ich
bazie zupa nie tylko skutecznie ukoiła moje grzybowe tęsknoty, ale i wygnała z mojego ciała wszelkie ślady listopadowego chłodu.
ZUPA
Z GLONAMI KOMBU I GRZYBAMI MU
(składniki na 6
porcji)
2 kawałki glonów
kombu (każdy o długości ok. 10 cm)
3 dorodne, ususzone
grzyby mun
150 g zwartego, wędzonego
tofu
5 cm długości kawałek
imbiru
5 cm długości kawałek
świeżej, ostrej papryczki
2 cebule cukrowe
2 średniej wielkości
marchewki
2 średniej wielkości
pietruszki
¼ średniej wielkości
selera
1 średniej wielkości
por
150 g mrożonego
zielonego groszku
6 łyżek oleju
ryżowego (albo rzepakowego lub innego o neutralnym zapachu)
4 łyżki ciemnego sosu
sojowego
Do podania:
gruby szczypior
po ok. 80 g
gryczanego makaronu soba na porcję
Grzyby zalewamy
gorącą, przegotowaną wodą, przykrywamy szczelnie i odstawiamy, aż zmiękną na
tyle, aby można było je pokroić.
Tofu kroimy w niezbyt
grubą kostkę i podsmażamy na oleju, rozgrzanym powoli w dużym garnku o grubym
dnie.
Obrane cebule kroimy
w niezbyt grubą kostkę, a białą część pora i dokładnie wyszorowany, nieobrany
imbir- w cieniutkie plasterki.
Dokładamy cebule,
pora i imbir do podsmażonego tofu, mieszamy i dusimy pod przykryciem. Gdy
zaczną się szklić, dorzucamy wypestkowaną i pokrojona wzdłuż na cieniutkie paseczki
papryczkę.
Marchewki, pietruszki
i selera obieramy i siekamy na podłużne, niezbyt grube kawałki
kilkucentymetrowej długości.
Dorzucamy warzywa
partiami do garnka, wlewamy 2 łyżki sosu sojowego, mieszamy i dalej dusimy pod
przykryciem.
Kroimy na długie
paski ok. 0,5 cm szerokości zieloną część pora i namoczone mun.
Zalewamy duszące się
w garnku warzywa wodą, w której moczyły się grzyby i dolewamy taką ilość
wrzątku, aby przykryła warzywa (ok. 1,8 l).
Dorzucamy do zupy
pokrojone mun i zieloną część pora. Gotujemy pod przykryciem przez
ok. 15 minut, do miękkości warzyw, dorzucając na ostatnie 8 minut gotowania
groszek, glony kombu oraz resztę sosu sojowego (glony pozostawiamy w całości,
aby łatwiej było je wyciągnąć na koniec gotowania).
Podajemy zupę z
ugotowanym makaronem i posiekanym niezbyt drobno szczypiorkiem.
***
Wzmocniony dzięki
użyciu glonów aromat zupy rzuca na kolana: łączy w zaskakującą kolejnymi
warstwami, ale harmonijną całość masywny zapach grzybów, intensywnie cytrusową woń
imbiru, ostrość cebuli i porów oraz białkowy, narkotyczny aromat glonów i sosu
sojowego.
Każdy kęs zachwyca
bogactwem faktur i smaków: wytrawny, śliski makaron oplata eksplodujące słodkością
groszkowe kuleczki, lekko chropowate grzybowe paseczki kontrastują z elastycznymi,
przepełnionymi zapachem wędzenia fragmentami tofu, a jędrne plastry imbiru
rzucają smakowe wyzwanie mączystym, dorodnym kawałkom warzyw korzeniowych.
Zapewniam, że dla
takich doznań smakowych warto zadać sobie trud wyszukania dobrej jakości egzotycznych
produktów.
Zwłaszcza, ze w związku z wydłużającymi się wieczorami, nieuchronnie skracającym się czasem leśnych spacerów i możliwością dokonania zaskakujących odkryć można potraktować internetowe poszukiwania azjatyckich delikatesów
nie tylko jako świetny sposób na przyjemne i pożyteczne wykorzystanie czasu, ale i jako namiastkę późno jesiennego grzybobrania :)
Podoba się :) Bardzo :)
OdpowiedzUsuńA jak smakuje :) Jeszcze lepiej :)
OdpowiedzUsuń