Po kolejnym wariackim tygodniu marzył
mi się spokojny weekend, a że stan zen osiągam najłatwiej oddając się
powtarzalnej, metodycznej pracy w kuchni, postanowiłam zmaterializować
wymarzone kilka dni temu kopytka z dyni.
Z dyniowymi kopytkami eksperymentowałam
już zeszłej jesieni i od pierwszego kęsa dałam się kompletnie oczarować takiej
właśnie ich wersji, bijącej na głowę przyjemną, ale może nieco zbyt
prostodusznie słodkawą ziemniaczaną klasykę ultra delikatnym smakiem.
Za przygotowaniem kopytek właśnie dziś
przemawiała też końcówka dyniowego sezonu, stanowiąca najlepszy pretekst, aby
nacieszyć się smakiem dyni w jak najczystszej postaci, nie zdominowanej
typowymi dodatkami ostrej papryczki czy gałki muszkatołowej.
A że zacinający deszcz nie służył długim
spacerom, F. zadeklarował chęć pomocy, a w lodówce znalazła się butelka dobrego
rieslinga, w naturalny sposób domagająca się towarzystwa spätzli, knedli albo innych mączystych frykasów, to nawet
wizja poświęcenia kilku kwadransów na obgotowywanie kolejnych partii kopytek
wydała mi się bardzo atrakcyjnym sposobem na spędzenie sobotniego popołudnia.
KOPYTKA
Z DYNI
(składniki na ok. 100 kopytek)
750 g miąższu z dyni odmiany
amazonka
600 g mąki (użyłam mieszanki pół na
pół mąki pszennej typ 550 i mąki orkiszowej typ 750)
4 łyżki mąki kukurydzianej
świeżo mielona sól morska
świeżo mielony czarny pieprz
odrobina oleju rzepakowego (lub
innego o neutralnym zapachu)
Do podania:
prażone pestki dyni
aromatyzowane szałwią masło
podarta na grube kawałki rucola
Pokrojony w grubą kostkę miąższ z
dyni zawijamy szczelnie w folię aluminiową i pieczemy przez 40 minut w
piekarniku nagrzanym do 180°.
Upieczony miąższ studzimy,
delikatnie odciskamy na sitku, aby pozbyć się powstałego podczas pieczenia
soku, ugniatamy na gładką masę za pomocą widelca, a następnie doprawiamy solą i pieprzem i dokładnie mieszamy.
Mąkę kukurydzianą rozrabiamy w
niewielkiej ilości ciepłej wody, a powstały gęsty płyn mieszamy
dokładnie z dyniowym miąższem.
Następnie wsypujemy partiami mąkę i
wyrabiamy rękami do momentu uzyskania elastycznego, nie lepiącego się do rąk
ciasta. (Oczywiście, jeżeli ciasto jest za rzadkie lub zbyt lepkie, możemy
dodać jeszcze więcej mąki.)
Odrywamy po kawałku ciasta, każdy z
kawałków rolujemy do uzyskania wałka równej grubości, który lekko spłaszczamy i
tniemy ukośnie na kopytka.
Kopytka gotujemy partiami, wrzucając
je do sporej ilości osolonej, zaprawionej niewielką ilością oleju, mocno
wrzącej wody (w garnku o pojemności 3 litrów możemy gotować jednocześnie ok. 20
kopytek).
Każdą z partii kopytek gotujemy
przez ok. 5 minut i odławiamy za pomocą łyżki cedzakowej – jeżeli mieszamy je
po dołożeniu kolejnej partii, powinny zachować ciepło przez co najmniej pół
godziny.
Kopytka możemy jeść ciepłe lub
gorące, najlepiej polane szałwiowym masłem i obsypane prażonymi pestkami dyni i
porwaną na grube kawałki rukolą.
***
Kopytka z dyni powinny mieć śliską,
zwartą skórkę i lekko napowietrzony miąższ. Dlatego też, nawet widząc potrzebę
dosypania większej ilości mąki, staram się zachowywać ostrożność.
Wolę zadać sobie nieco więcej trudu
przy krojeniu kopytek, a nawet zaryzykować, że z uwagi na dużą elastyczność
ciasta nie uda mi się go pokroić na idealnie równe kluseczki, niż dosypać do
ciasta zbyt wiele mąki i owszem, uzyskać łatwość krojenia, a potem, po
ugotowaniu odkryć, że kopytka są gumowe i tępo mączne w smaku.
(Dobrym pomysłem jest utoczenie kilku
próbnych kluseczek i sprawdzenie, jak zachowają się podczas gotowania, tak
wcześnie, jak tylko ciasto zacznie odchodzić podczas wyrabiania od rąk. Z uwagi
na różną wilgotność miąższu dyni może się bowiem okazać, że będziecie potrzebować
użyć nawet nieco mniej mąki niż w przepisie.)
Zachowawszy umiar w dodawaniu mąki
możemy cieszyć się elastycznymi z zewnątrz i delikatnie porowatymi w środku,
urzekającymi pomarańczowo- żółtą barwą (kolejna przewaga nad ziemniaczanymi
krewniakami!) kopytkami.
Brak jajek w kopytkowym cieście
pozwala rozsmakować się w pełni we wszelkich subtelnościach dyniowego smaku:
poczuć delikatną, jakby owocową słodycz, sycącą mączność i subtelną wytrawność,
dyskretnie podkreśloną przez ukryte w orkiszowej mące orzechowe nuty.
Mocno wyprażone pestki dyni
pogłębiają dyniowy smak, przełamując go wytrawną, lekko kawową nutą i
kontrastują swą idealną chrupkością z miękkością kopytek.
Szałwiowe, wdzięcznie opływające
masło koresponduje z przyjemną obłością kluseczek, zaś ekscytująca odrobina
ostrej rukoli nie pozwala się nasycić zbyt szybko dyniowym przysmakiem.
Z uwagi na uzyskaną niebagatelną
ilość kopytek można nadwyżkę zamrozić.
Albo skonsumować wariantowo w kolejne dni: ot, choćby ze szpinakiem
z gorgonzolą, z tradycyjnym, zagęszczonym odrobiną mąki ziemniaczanej sosem
pomidorowym czy z podduszonym na oliwie z czosnkiem i cebulą jarmużem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz