Potrzeba ta owocuje zwykle mocno eksperymentalnymi
potrawami. W oczywisty sposób po każdej uwieńczonej sukcesem improwizacji na
liście lodówkowych must haves pojawia się kilka pozycji, a ja powracam gładko do
kompulsywnych spożywczych zakupów i iście bizantyjskiego stanu posiadania.
Urok „po-porządkowych” dań nadaje
tym samym sensu nie do końca logicznym, ale bardzo żarliwym wysiłkom w kierunku
ponownego wypełnienia lodówki.
Zwłaszcza, jeżeli na bazie drożdży,
pozostałych po pieczeniu ciasta z truskawkami, ricotty, dla której zabrakło
miejsca na ostatniej cytrynowej tarcie i botwinki, której po prostu NIE DAŁO
się nie kupić, powstaje intrygująca i zaskakująco łatwa w przygotowaniu wariacja
na temat pizzy.
PIZZA Z BOTWINKĄ I RICOTTĄ
(składniki na blaszkę o wymiarach 30
x 35 cm)
Ciasto:
300 g mąki pszennej typ 550
40 g świeżych drożdży
4 łyżki przegotowanej, ciepłej wody
2 łyżki cukru
2 łyżki drobno zmielonej soli
morskiej
4 łyżki oliwy z oliwek + 2 łyżki do wysmarowania formy do pieczenia
Nadzienie:
200 g miękkiej, kremowej ricotty
listki z ½ pęczka szałwii
2 duże ząbki czosnku
pęczek botwinki z 4 średniej
wielkości buraczkami
2 średniej wielkości fioletowe
cebule
2 garście rucoli
100 g mozzarelli
chlust oliwy
chlust balsamico
odrobina świeżo zmielonej soli morskiej
Drożdże ucieramy z cukrem i ciepłą
wodą. Mąkę przesiewamy do bardzo dużej miski lub na stolnicę i mieszamy z solą.
W mące formujemy dołek, do którego wlewamy drożdżowy zaczyn oraz oliwę. Wyrabiamy
energicznie elastyczne i zwarte ciasto.
(Jeżeli ciasto jest zbyt suche, dolewamy jeszcze trochę oliwy, a jeżeli jest zbyt wilgotne - dosypujemy jeszcze trochę mąki. I pamiętamy, że każda mąka- nawet tego samego typu i od tego samego producenta!- ma trochę inną wilgotność, więc absolutnie nie zrażamy się ewentualną koniecznością korekty.)
Zagniatamy ciasto w kulę, którą umieszczamy w wysmarowanej oliwą misce, przykrywamy szczelnie płócienną ściereczką i zostawiamy do wyrośnięcia w nieprzewiewnym, nienarażonym na zmiany temperatur, ciepłym miejscu.
(Jeżeli ciasto jest zbyt suche, dolewamy jeszcze trochę oliwy, a jeżeli jest zbyt wilgotne - dosypujemy jeszcze trochę mąki. I pamiętamy, że każda mąka- nawet tego samego typu i od tego samego producenta!- ma trochę inną wilgotność, więc absolutnie nie zrażamy się ewentualną koniecznością korekty.)
Zagniatamy ciasto w kulę, którą umieszczamy w wysmarowanej oliwą misce, przykrywamy szczelnie płócienną ściereczką i zostawiamy do wyrośnięcia w nieprzewiewnym, nienarażonym na zmiany temperatur, ciepłym miejscu.
Ciasto jest gotowe, gdy podwoi swoją
objętość - w ciepły letni dzień zajmie to ok. godziny, którą wykorzystujemy na przygotowanie
nadzienia.
Czosnek i szałwię szatkujemy do
uzyskania grudkowatej pasty, którą mieszamy z lekko osoloną ricottą.
Cebule i obrane buraczki kroimy w jak najcieńsze plasterki. Buraczki
blanszujemy przez 5 minut na niewielkiej ilości rozgrzanej oliwy, dodając po 2
minutach balsamico. Myjemy rucolę i nać botwinki, łodyżki botwinki kroimy na
kilkucentymetrowe kawałki, a najładniejsze liście odkładamy do dekoracji
talerzy.
Nagrzewamy piekarnik do 220°. Ciasto
przekładamy na wysypaną mąką stolnicę, raz jeszcze szybko zagniatamy i
rozwałkowujemy na cienki placek. Zawijamy brzegi ciasta do środka, tak, aby
utworzyć rant szerokości 1,5- 2 cm. Przenosimy ciasto do prostokątnej blaszki z
niezbyt wysokim rantem, wyłożonej wysmarowanym oliwą papierem do pieczenia i podpiekamy przez 5 minut (dzięki temu pokryje się chrupką skórką).
Podpieczone ciasto smarujemy doprawioną ricottą,
a na wierzchu układamy kolejno: zblanszowane buraczki, cebule, rucolę, łodyżki
botwinki i porwaną na kawałki mozzarellę. Pizzę pieczemy przez jeszcze ok. 10 minut, do
mocnego przyrumienienia brzegów. Pokrojoną na kawałki pizzę podajemy ze
świeżymi listkami botwiny.
***
Przygotowywana w ten sposób pizza
cechuje się dużą nonszalancją: ciasto nie jest przygotowane z mąki tipo 00 ani
upieczone na kamieniu, a ilość dodatków jest daleka od wzorcowej prostoty
neapolitańskiej margerity.
Połączenie chrupkiego z wierzchu, a
wilgotnego w środku ciasta, jędrnych, kwaskowatych dzięki balsamico plasterków
buraczków, ostrości rucoli i słodyczy mozzarelli, wydobytej dzięki tłu
szałwiowo-czosnkowej ricotty, utwierdza mnie jednak w przekonaniu, że zasady (i przepisy!) są po to,
aby je łamać.
A racjonalne postanowienia nie mają
racji bytu w kuchni … do następnego, pączkującego eksperymentami i niekonsekwentnego
postanowienia porządkowania lodówki, rzecz jasna :)
Świetnie wygląda, muszę spróbować. Ale bez kamienia i piekarnika z termoobiegiem może być ciężko.
OdpowiedzUsuńNie używałam kamienia i nie włączałam termoobiegu, a smak dorównał wyglądowi Odwagi! :)
OdpowiedzUsuń