Zapewne działo się to na zasadzie
przekory, gdyż moi Rodzice od zawsze pogardzali „dziewczynkową” estetyką i nie
ustawali w wysiłkach nadania moim preferencjom kierunku "ogólnego",
regularnie usiłując mnie wciągnąć w twórczość manualną, zabawy klockami, a
nawet elektryczną kolejką.
Pomimo- a może właśnie z powodu-
tych wychowawczych wysiłków fascynacja różem trzyma się mnie mocno, zmieniwszy
wszakże pole dominacji z wystroju wnętrz i ubioru na kulinaria.
Czy to na talerzu, czy w szklance, hołubię pastelowe odcienie różu: w malinowych, truskawkowych, wiśniowych shake’ach, orzeźwiających rabarbarowych napojach i ciastach z lukrem lub masą barwionych sokiem malinowym czy konfiturą różaną.
Jestem przy tym równie wielką fascynatką
wyrazistych odmian różu- zwłaszcza w szczycie botwinkowego sezonu. Łodyżki i cieniutkie
plasterki surowych buraczków lądują na zrumienionych grzankach z doprawioną
czosnkiem i skórką z cytryny ricottą, znaczone niemalże bordowymi łodyżkami
liście stają się lejtmotywem wszystkich sałatek, a całe pęki botwiny lądują na
tartach i w warzywnych bulionach.
Wszystko to jednak nie jest w stanie
dorównać intensywnością kolorystycznych doznań mojemu najnowszemu objawieniu:
botwinkowemu pęczotto, na poszczególnych etapach przygotowania zachwycającemu
wszelkimi odcieniami wysyconego różu: od głębokiego bordo, przez podkręcony
pomarańczem karmin i intensywny łososiowy
po elektryzujący miks amarantu, fuksji i cyklamenu.
BOTWINKOWE
PĘCZOTTO
(składniki na 4 porcje)
250 g kaszy pęczak
60 g masła2 pęczki botwinki
pęczek kopru (ze zgrubiałymi, białymi korzonkami)
4 cebule cukrowe
sok wyciśnięty z ½ cytryny
80 g mascarpone
świeżo mielona sól morska
Botwinkę dokładnie płuczemy,
buraczki dodatkowo szorujemy szczoteczką do warzyw. Buraczki cieniutko obieramy i siekamy
na półplasterki, łodyżki kroimy w kawałki 2-3 cm długości, segregujemy liście,
ładniejsze przeznaczając do końcowych etapów przygotowania i dekoracji potrawy.
Siekamy grubo dolne części ogonków
koperku. 2 cebule cukrowe kroimy w półplasterki, które dzielimy palcami na piórka. W rondlu rozpuszczamy 40 g masła, na którym dusimy
buraczki, łodygi, korzonki kopru, cebulowe piórka i ok. połowę liści botwiny. Warzywa wrzucamy
we wskazanej kolejności, skrapiając je sokiem z cytryny. Kiedy warzywa lekko
się zeszklą i puszczą soki, zalewamy całość ok. 700 ml osolonego wrzątku i
gotujemy pod przykryciem przez ok. 20 minut.
Odcedzamy bulion przez gęste sitko, z
odcedzonych warzyw wybieramy ugotowane buraczki i łodyżki.
Kolejne 2 cebule kroimy w drobniutką
kosteczkę, dusimy na maśle w dużym, płaskim garnku. Kiedy cebula się zeszkli,
dosypujemy pęczak i podgrzewając, mieszamy, dopóki ziarna kaszy nie staną się
szkliste i nie pokryją się równomiernie masłem.
Mascarpone ucieramy z kilkoma
łyżkami botwinkowego bulionu.
Pozostały bulion wlewamy po niepełnej
chochli do pęczaku, mieszamy dokładnie, przykrywamy pokrywką i czekamy, aż kasza
wchłonie całą porcję, mieszając co 2- 3 minuty, po czym powtarzamy operację.
Wraz z ostatnią porcją bulionu dodajemy ugotowane w bulionie buraczki i
łodyżki.
Na ostatnie 2 minuty gotowania
dodajemy rozrobiony bulionem mascarpone i pozostałe surowe liście botwinki,
odkładając po 3-4 drobne listki do dekoracji potrawy.
Pęczotto podajemy obsypane drobno posiekaną
nacią koperku i udekorowane listkami botwinki.
***
Botwinkowe pęczotto, choć mieni się
wszelkimi odcieniami różu, w smaku pokazuje drapieżny i złożony charakter:
kwaśność łodyg, przełamaną ostrością cebuli i ziemnymi nutami kopru i pęczaku,
dla pełni błogostanu podniebienia złagodzoną aksamitną kremowością mascarpone.
Każdy kęs pogłębia przyjemnie
zaskakujący dysonans pomiędzy cukierkowymi barwami a wyrazistym smakiem
pęczotto, nasuwając jednocześnie refleksje o niejednoznacznej, deprecjonowanej przez
niepełne rozumienie, a koniec końców niekwestionowanej i magnetycznej sile
różu :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz